Przejdź do treści
Blog BLOG: 1 czerwca 2017

Islandia w Koninie

Są miejsca, które od razu wydają się być magiczne. Takie mam odczucia patrząc na fotografie z Islandii – dalekiego, wietrznego kraju, który od dawna jest na mojej liście miejsc do odwiedzenia. To kraj trolli, magii koegzystującej tuż z ludźmi i trudnego, wietrznego klimatu.

Muzyka islandzka, ta z nieco mniej popularnego nurtu, ma w sobie wiele z klimatu, z jakim kojarzy się ten kraj – czy jest to Björk, czy Sigur Rós – cały czas mamy do czynienia z artystami niestandardowymi, komponującymi muzykę na przekór rządzącym schematom.

Muzyka Ragnara Ólafssona trafiła na dobry grunt w Koninie – słuchacze z Wieży Ciśnień to zazwyczaj ludzie obyci w przyjmowaniu najróżniejszych gatunków muzycznych i artystów nietuzinkowych. Ragnar wystąpił tylko z gitarą, sam (nie licząc gościnnego występu Gabrieli Bobrowskiej, zaproszonej przez niego do udziału w części koncertu) wymuszając na słuchaczach ogromne skupienie i uwagę. Piosenki – a właściwie pieśni – były bardzo spokojne, intymne, zamykające słuchaczy w nieco odrealnionym klimacie. Słuchając Ragnara można było od razu poczuć klimat opowieści z Eddy Starszej lub Dzwonu Islandii, spokojnych historii o zwykłym życiu podszytych nutą magii. Pieśni rozbrzmiewały melancholią, przenikliwy głos Ólafssona przykuł słuchaczy i na długo pozostawił ich zasłuchanych w tych islandzkich dźwiękach.

Lubię koncerty w Wieży. To zazwyczaj przedstawienia kameralne, prezentujące nietuzionkowych artystów, nastawione na skupienie i jakość materiału, a nie tylko na przyjemność słuchaczy. Oby teraz do następnego koncertu, do następnych doświadczeń.

Freski

Koncert Ragnara Ólafssona, 01.06.2017 r.