Przejdź do treści
Fragment wystwy online
Oskard-archiwum online do 31 grudnia 2021

Spacer wirtualny – wystawa „Jan Lebenstein 1930-1999”

Fantazyjne, ekspresyjne, przepełnione symboliką i motywami ludzko-zwierzęcymi prace Jana Lebensteina można podziwiać od 28 marca podczas wirtualnego spaceru 3D po przeskanowanym laserowo i w podczerwieni wnętrzu CKiS DK Oskard. Choć osobiste spotkania są ponownie niemożliwe, to dokładamy wszelkich starań, by kultura była dla widzów dostępna. Wystawa wybitnego polskiego artysty pomyślana jest jako obszerna retrospektywa zbiegająca się z 90. rocznicą urodzin.

Link do spaceru https://www.skanowanie.xyz/ckis_lebenstein

Obrazy można oglądać w detalach i to z kanapy własnego domu. Umożliwia to wysokiej jakości wirtualny spacer z użyciem skanera, podczerwieni, zdjęć w jakości 4k i zdjęć panoramicznych 360. Ciekawym uzupełnieniem jest komentarz Jerzego Zegarlińskiego z Agencji Zegart.

Grafika bez tytułu. Nagie ciało kobiety. W miejscu poniżej bioder muszla o skręconym spiralnie zakończeniu. Z pleców postaci wyrastają po dwie pary białych skrzydeł z czerwoną plamą na każdym. Ręce zgięte w łokciach trzyma za głową. Zamiast dłoni kopyta.

Ekspozycja, traktując w sposób wieloaspektowy drogę twórczą i postać artysty, zawiera 70 jego dzieł: obrazów olejnych, gwaszy, rysunków i innych form graficznych, pochodzących z różnych okresów jego działalności. Całość ma na celu zaprezentowanie twórczości artysty, jako jednej z najważniejszych figur w polskiej sztuce drugiej połowy XX w.

Jan Lebenstein uprawiał oryginalną odmianę malarstwa figuratywnego, włączając doń elementy abstrakcyjne i surrealistyczne. O swojej twórczości mówił w jednym z wywiadów: „Moje obrazy są metaforami emocjonalnymi. Ich zadaniem jest narzucić widzowi, dobitnie, ale bez taniego wrzasku, przeżycie jakiegoś dramatu emocjonalnego, który staram się pokazać za pomocą spontanicznej przenośni”.

Grafika zatytułowana "Matrimonium". Dwie postaci. Po lewej stronie naga kobieta o błękitnym kolorze ciała. Siedzi przodem. Lewą dłonią drapie czubek głowy również pozbawionego ubrania mężczyzny. Zajmuje on miejsce na krześle. Bokiem. Ma długą brodę i czerwoną twarz.

Jan Lebenstein to znany i ceniony nie tylko w Polsce malarz, grafik, ilustrator książkowy. W latach 1948-54 studiował malarstwo na Akademii Sztuki Pięknych w Warszawie, pod kierunkiem Artura Nachta-Samborskiego. Od 1960 r. mieszkał i działał we Francji, gdzie odniósł międzynarodowy sukces artystyczny.

Na wystawie prezentowane są dzieła Jana Lebensteina należące do zbiorów polskich kolekcjonerów: Urszuli i Piotra Hofmanów, Marii i Marka Pileckich oraz kolekcjonera z Sopotu. Ekspozycja została zorganizowana przez Państwową Galerię Sztuki w Sopocie we współpracy z Agencją Zegart oraz Centrum Kultury i Sztuki w Koninie.

 

Anna Dragan – Lebenstein tak to widzi…

Słynny na całym świecie Jan Lebenstein. Wiele o nim pisano. Z ułamków jego zwierzeń i opinii bliskich wyłoni się obraz człowieka. Po śmierci artysty (w 1999 roku) Sławomir Mrożek stwierdził, że jego przyjaciel nie umarł od uzależnień i chorób, o jakie pomawiają go lekarze, ale z powodu konsekwencji i koncentracji, to znaczy konsekwentnego skoncentrowania się, oczywiście na sztuce… Inni wspominają, że już w dzieciństwie chował się przed ludźmi, żeby rysować i malować, ponieważ twórczość chroniła go przed życiem. Sam mówił o sobie, że zawsze był wyobcowany. Stawiał wyżej własną, wyimaginowaną rzeczywistość, niż życie, które uczyniło go kontestatorem.

Ktoś zauważył, że chodził z ukrytym marzeniem, wiecznie zagrożonym…

Rzeczywiście, życie dawało mu powody do lęków i permanentnej ucieczki. Urodził się w 1930 roku w Brześciu Litewskim. Pod koniec wojny Niemcy zabrali mu na zawsze ojca, a brata AK-owca rozstrzelali sowieci. Rodzina przeniosła się w okolice Warszawy, chłopiec skończył liceum plastyczne i Akademię Sztuk Pięknych. Na studiach przeżył traumę on, nienawidzący totalitaryzmu, gdy zetknął się z kontrowersją między socrealizmem a koloryzmem i abstrakcją. Oporny wobec pierwszego, podważał również autentyczność piewców nowoczesności. Własne pierwsze działania twórcze uznał za niedoceniane przez krytyków, których też nie cierpiał. Stypendium artystyczne w Paryżu spowodowało, że wyjechał do Francji, i został tam na stałe. „Wolę być na marginesie w Paryżu, niż na marginesie w Warszawie” powiedział, jakkolwiek liczne i wysoko prestiżowe nagrody stawiały go już wtedy w centrum światowej sztuki. Tak, ale osobiście i tak sobie swoje marginesy wynajdywał…

Siedząc w Paryżu w kafejce i sącząc drinki ujrzał przechodzącego ulicą profesora ASP z Polski. Zerwał się i narobił krzyku, twierdząc, że go zarżnie, ponieważ profesor ten uczył go marksizmu-leninizmu…

Ogólnie nie cierpiał też plastyków, natomiast przyjaźnił się z pisarzami, m.in. z Miłoszem i Herling-Grudzińskim, których dzieła ilustrował.
Jesteśmy w rozbudowanym wspaniale „Oskardzie”, z salą wystawową, jakiej Konin jeszcze nie miał. Druga ekspozycja czołowego polskiego twórcy, i zapowiedź, że tak już teraz my, konińscy widzowie, będziemy tutaj mieli. Wystawa 70 prac Jana Lebensteina pochodzi ze zbiorów prywatnych, obejmuje okres od najwcześniejszego po ostatni, i reprezentuje całość jego twórczej wypowiedzi.

Przekaz jest, wydawało by się, łatwy w odbiorze: to opowieść o relacjach jakie znamy lub w jakich uczestniczymy, a dokładniej: w jakich się wikłamy. My, ludzie, jesteśmy pokrewni zdeformowanym zwierzakom- dręczycielom, ponieważ nasza natura i sposób reagowania jest w istocie animalistyczna. I nie Lebenstein to wymyślił, tylko wiedziano o tym od wieków.
Bo krewni jego potworków występowali w wielu starych kulturach, a artysta poznawał je w podziemiach Luwru. Fascynowały go archaiczne cywilizacje, starożytne mitologie. W odróżnieniu od różnej maści zwolenników nowej sztuki Lebenstein uważał, że droga do nowoczesnej wypowiedzi prowadzi przez tradycję, którą się przetwarza. I czynił to w tak wyrazisty, oryginalny sposób, że przedstawiane przez niego dramaty pochłaniają całą uwagę i odwracają ją od subtelności formy. Tymczasem wyciszone barwy Lebensteina zawierają wielkie bogactwo tonów, oryginalne skróty i deformacje pozwalają tym lepiej prowadzić treści, a symbole silnie działają.

Ogólnie jest czego się bać: kobiety to silne, dominujące istoty; przy nich mężczyźni maleją i słabną. Relacje przemocowe dokonują się drogą seksu.
Ale na zasadzie wyjątku dwie scenki na wystawie Lebensteina pokazują coś innego: raz to kobieta jest seksualną ofiarą bestii, zapewne mężczyzny, a na drugiej mamy udaną scenę miłosną kobiety i wzruszonego straszydła. A więc mimo zasadniczych obsesji Lebensteina – w życiu jednak różnie bywa…