Przejdź do treści
Wieża-archiwum 21 października - 10 listopada

Wystawa Grzegorza Pleszyńskiego „Śpiący Budda”

Zapraszamy do Galerii CKiS-Wieża Ciśnień na wystawę multimedialną złożoną z obrazów, zapisów performanców i koncertów jakie bydgoski twórca w ostatnim czasie realizował. Wernisaż odbędzie się 21 października o godz. 18.00.

Po otwarciu wystawy o godz. 19.00 Grzegorz Pleszyński zagra koncert zatytułowany SEX, DESPAIR and ANNIHILATION, który też stanowić będzie integralną część ekspozycji „Śpiący Budda”.

Wstęp bezpłatny.

W pozostałe dni bilet na wystawę 5 zł. Wystawa czynna do 10.11.2022 r. W soboty wstęp wolny.

Grzegorz Pleszyński łączy dźwięki z kolorami i wizualnymi formami. Autor mówi, że jego spływająca farba trwa w czasie jak dźwięk i często obrazy stają się partyturą dla muzycznych kompozycji… i odwrotnie. Dźwięki wydobywa z dwóch trąbek, skonstruowanych z węży paliwowych, lejka kuchennego i ustników. W jego grze doszukać się można głosów dzikich zwierząt. Inspirują go także odgłosy okrętów kotwiczących w zatokach, nocne stalownie oraz ruchliwe skrzyżowania. Posługuje się często obrazami i video, aby tworzyć dźwięk. 


Tak artysta pisze o swoich pracach:
„Dla mnie najważniejsze jest dotarcie do źródeł poznania poprzez sztukę. Interesuje mnie,
w jaki sposób kultura, w której żyjemy, jest opresyjna wobec mnie i innych ludzi. Kiedyś kultury były bardziej opresyjne wobec jednostek, dziś, wydawałoby się, trochę mniej. A może to tylko pozory? Poszukuję tych „skorup” narzuconych przez kulturę albo tego delikatnego „pudru”, jaki jest nakładany na naszą naturę. Próbuję odkryć mechanizm, który tym rządzi. Trzeba wypośrodkować, co z tej opresji jest konieczne, a czego możemy się pozbyć jako zbytecznego balastu, związanego np. z tradycją, a czasami zbyt gwałtownym postępem. 

Grzegorz Pleszyński jest autorem 6 albumów muzycznych. Wyreżyserował i stworzył muzykę do 3 spektakli operowych z elementami performance.

Zapraszamy do przeczytania opinii Stacha Szabłowskiego o wystawie i jej autorze:

W tradycji sztuki buddyjskiej przedstawienie śpiącego Buddy jest w istocie obrazem Buddy umierającego albo wręcz zmarłego, ale przecież nie martwego. Przeciwnie, to Budda  doświadczający parinirvany, ostatecznego oświecenia, albo, ujmując rzecz inaczej, ostatecznej anihilacji świadomości.

            W tytułowym obrazie wystawy Grzegorz Pleszyński nie przedstawia wizerunku śpiącego Buddy, a jednak znaczenie tej figury warto mieć w pamięci, kiedy ogląda się tę pracę. Jest w niej złoto i światło, rytm i struktura, biel i czerń. Obraz jest abstrakcyjny. Ale czy na pewno? Przecież abstrakcja w malarstwie tak naprawdę nie istnieje.

            Działalności i dorobku Pleszyńskiego nie da się zamknąć w jednej wystawie, ani – tym bardziej – w jednym tekście. Jest malarzem, muzykiem, performerem, artystą wideo, kuratorem, chórmistrzem, człowiekiem obrazu, człowiekiem dźwięku, gestu, teatru. Przedmiotem zainteresowania Pleszyńskiego nie jest ta lub inna dyscyplina artystyczna. A może raczej należałoby powiedzieć, że przeciwnie – interesuje go każda dyscyplina,
w ramach której można tworzyć. Sztuka rozumiana jako instytucja społeczna, zajmuje go o tyle, o ile jest wynikiem twórczości, pojętej jako akt przekroczenia rzeczywistości i samego siebie. Czego artysta szuka w tym przekroczeniu? Najkrótsza odpowiedź brzmiałaby, że wszystkiego. Spotkania z innymi i ze światem. Spotkania z samym sobą. Ukojenia
i ożywczego niepokoju. Tego, co odwieczne i niezmienne. Tego, czego nikt jeszcze nie słyszał, nie widział i nie doświadczył. Uprawianie sztuki w tym ujęciu nie jest zawodem czy odgrywaniem społecznej roli, lecz ścieżką poznania.

            A może rzecz jest w tym, że do poznania, samowiedzy, zrozumienia swojego miejsca w świcie, w kulturze, w naturze, wśród ludzi oraz ożywionych i nieożywionych bytów, nie prowadzi żadna ścieżka, lecz wiedzie ich tam jednocześnie wiele i trzeba iść wszystkimi jednocześnie? Pleszyński bywa więc szamanem, czerpiącym siłę z pierwotnych źródeł kultury. Kiedy indziej jawi się jako artystyczny odpowiednik szalonego naukowca, zatopionego w nieustannym eksperymencie. Jest mistrzem współpracy, spełnia się we wspólnym tworzeniu z innymi, i jest jednocześnie artystą osobnym, zasłuchanym w siebie. I nie ma w tym żadnej sprzeczności.

            Wśród licznych artystycznych relacji Pleszyńskiego, warto zwrócić uwagę na jego związki z Fluxusem. Artysta zajmował się twórczością tego ruchu jako kurator. Członkowie i członkinie Fluxusu brali też udział w jego muzycznych projektach. W latach 60. ruch Fluxus rozwijał się jako artystyczna międzynarodówka, której pojawienie się było zwiastunem nowej epoki. Fluxus zapowiadał eksplozję kontrkultury, konceptualizm, rozwój performatyki w sztuce, intermedialność, multimedialność – i wiele innych rzeczy. Istotą Fluxusu, co podpowiada już sama jego nazwa, była bowiem płynność. W czasach zimnej wojny idee i praktyki tego ruchu przenikały bez trudu nawet przez żelazną kurtynę. Fluxus był spadkobiercą dadaizmu i zarazem czymś nowym. Jego regułą był brak reguł. Nie poszukiwał sztuki w żadnej konkretnej dyscyplinie czy medium i zarazem widział ją wszędzie. Pragnął znosić granice między sztuką a tak zwanym zwykłym życiem, a więc docierał zarazem do granicy niezwykłości i z lekkością oraz humorem tę granicę przekraczał. Mógł być obrazem, instalacją albo koncertem na przecięty fortepian i fruwające w sali koncertowej motyle.

Nie da się sformułować ostatecznej i zamkniętej definicji Fluxusu, tak samo jak nie da się w sposób autorytatywny wyjaśnić na czym polega prawdziwa sztuka. A przecież wiemy i czujemy, kiedy mamy z taką sztuką do czynienia. Fluxus to ważny rozdział historii powojennej sztuki, ale zarazem jest on ponadczasową ideą, która nie mieści się w historycznych ramach. Nie chcę przez to powiedzieć, że Grzegorz Pleszyński jest artystą fluxusowym. Nie chcę też powiedzieć, że nim nie jest, tym bardziej że Fluxus nigdy nie był związkiem czy partią, do której można się zapisać bądź tego nie zrobić. Mam na myśli jedynie to, że spojrzenie na działalność Grzegorza Pleszyńskiego z fluxusowej perspektywy, może pozwolić wyraźniej zobaczyć sens i naturę jego twórczości. Ów sens nie zamyka się w żadnym obrazie, nagraniu, performansie ani projekcie artysty, ale obecny jest w każdym z nich i przede wszystkim, pomiędzy nimi. Sztuka jakiej zawsze był i pozostaje wierny Grzegorz Pleszyński jest bowiem ciągłym działaniem, procesem, czymś nieuchwytnym, a przecież istniejącym w sposób niepodważalny.  

Stach Szabłowski